Magda Mołek
Polska dziennikarka, prowadzi swój kanał na YouTubie: W MOIM STYLU
W życiu każdej kobiety przychodzi moment, kiedy musi zacząć dbać już tylko o swoje potrzeby zawodowe i realizację swoich celów. Prowadzenie własnego biznesu daje niezależność, choć ona łączy się nie tylko z wolnością, ale i ogromną odpowiedzialnością.
Jako bardzo popularna dziennikarka telewizyjna zmieniła pani kierunek kariery i postawiła na własny kanał na YouTube. To była trudna decyzja?
Przez wiele lat pracy w telewizji z dużym zainteresowaniem spoglądałam na Internet, obserwowałam jego rozwój i możliwości, więc wiedziałam, że to przyszłość mediów. Gdy rozpoczęła się pandemia, uznałam, że to jest właśnie ten moment – pojawiła się ogromna niepewność jutra, wszyscy zadawaliśmy sobie pytanie „co będzie dalej?”. Ja z tej okazji skorzystałam, zaryzykowałam i… dobrze na tym wyszłam – przez pandemię telewizje miały ograniczoną możliwość produkcji, a ja w swoim formacie nagrywania rozmów od takich problemów byłam wolna. Internet zawsze mnie kusił, intuicyjnie czułam, że to miejsce, w którym chcę być, które otworzy mi nowy, szeroki wachlarz możliwości. Skoczyłam na głęboką wodę, mimo ż wiele osób pukała się w głowę dziwiąc się mi, że zostawiam „takie miejsce jak telewizja” dla niepewności. Dzięki tej decyzji dziś mam poczucie niezależności. Ale pamiętam, że niezależność to wolność, a wolność to odpowiedzialność. Mając markę Magda Mołek i prowadząc firmę, odpowiadam teraz nie tylko za siebie i moją rodzinę, ale też za moich współpracowników i podwykonawców. Mam też zobowiązania wobec moich odbiorców w sieci i wiem, że w każdy wtorek o godz. 20:00 na moim kanale na YouTubie W MOIM STYLU muszę wyemitować nowy odcinek.
Co jest najtrudniejsze w budowaniu własnej marki, już bez wsparcia stacji TV?
Zarządzanie czasem, bo teraz jestem osobą, która za wszystko odpowiada w całym procesie produkcji kontentu na YouTuba: od wymyślenia tematu rozmowy i gościa, poprzez znalezienie źródła finansowania aż po zaakceptowanie ostatnich poprawek. A do promocji kanału i moich podcastów na Spotify, wystarczają mi media społecznościowe. Przez lata budowałam je sama, organicznie, bez wsparcia finansowego. Teraz znam oczekiwania moich odbiorczyń. Nie potrzeba wielkiej machiny marketingowej w postaci anteny telewizyjnej, bym mogła docierać do osób, które chcą oglądać i słuchać moich rozmów. A co finansowania – na rynku reklamy są przecież spore budżety przeznaczone na działalność w sieci, na pewno wystarczające z perspektywy moich potrzeb na opłacenie produkcji moich odcinków. Mam też poczucie, że mój pierwotny zamysł tworzenia swojego miejsca w sieci opartego na szczerości intencji i przekazu jest doceniany i przez subskrybentów (mam ich już ponad 140 tysięcy) ale też przez sponsorów, partnerów i reklamodawców, i oni chcą być w tym projekcie razem ze mną.
Gdzie inne Polki powinny szukać siły do wykonania tak odważnego ruchu i poszukania własnej drogi zawodowej?
W sobie! Dla mnie najważniejsze przed podjęciem tak istotnej decyzji było zbadanie terenu, właściwe przygotowanie. Wiedziałam, czego chcę i wiedziałam, do czego dążę, ale też założyłam scenariusze negatywne. Przygotowałam się np. na to, ż długo będę tylko dokładać do interesu, więc odłożyłam na start pieniądze. Potem musiałam sprzedać auto, żeby utrzymać się na powierzchni, bo inwestycja okazała się kosztowna. Zawsze trzeba brać pod uwagę, że coś się nie powiedzie – stracimy pieniądze, zawiedziemy się na ludziach, nie wytrzymamy szalonego tempa. Ale sukces zbudowany jest właśnie z takich potknięć a czasem porażek. Lubię czytać biografie, bo tam zawsze powtarza się jeden wątek: dojście do celu jest okupione wyrzeczeniami. Kto nie jest na nie gotowy, będzie stał w miejscu.
A znając nas, kobiety, wiem już, że na pewnym etapie życia każdej z nas, przychodzi moment, gdy już chce i może postawić na siebie i zacząć realizować swoje cele, zadbać o swoje potrzeby i iść swoją drogą, a nie spełniać oczekiwania otoczenia. Kluczowe jest, by tego momentu nie przegapić, zaufać, że się nam powiedzie. Ja zawsze w to wierzyłam.
Czy jako kobieta zderzała się pani ze „szklanym sufitem” na swojej drodze zawodowej?
Nie doświadczyłam takiego zjawiska w pracy w mediach – zawsze dochodziłam do tego punktu, do którego chciałam dojść. Jak mnie nie rozumiano, odchodziłam do innej pracy. Potrafiłam głośno mówić, co chcę robić w telewizji, ale także – a może przede wszystkim – czego nie chcę robić. Natomiast nigdy nie miałam aspiracji, by zostać np. szefową stacji, bo być może tam ten sufit bym zobaczyła. Natomiast jako dziennikarka osiągnęłam wszystko, co chciałam i nigdy szklany sufit mnie nie zatrzymał.